Przeglądam stare zdjęcia i trafiam na zdjęcie robota. I w jednej chwili przypomina mi się pewna historia właśnie z nim w roli głównej. To cyber-stworzenie to dzieło naszych rąk: szanownego Małżonka, Pięciolatki, Trzylatka, no i moich. Dużo energii włożyliśmy w jego zaistnienie, prawie tyle samo co papieru toaletowego. Oko może tego nie dostrzegać, ale ów młodzieniec stoi na baczność tylko dzięki sześciu rolkom tego szlachetnego materiału. Pozostałe jego wnętrzności niech pozostaną dla Was sekretem, a w tym przypadku niechaj liczy się tylko zewnętrze. A to, zdradzę, jest wykonane ze srebrnej foli, pokrytej dodatkowo folią niesrebrną, by się ta pierwsza trzymała kupy, to znaczy papieru do… robota.
Nasze najmłodsze dziecko w ogóle nie było zainteresowane pracą zespołową. Jak przystało na indywidualistę, siedział gdzieś w kącie wypięty do nas plecami i przeglądał swoje książeczki. Kiedy zadanie domowe było już prawie wykonane, to znaczy robot trzymał się w pionie, przyszła pora na to, by nadać mu jakieś imię. Cztery mózgi zaczęły pracować nad nazwaniem jakoś tego gościa. Wtem znad książek odwraca się niemal dwuletni wtedy Filip, spogląda na robota i mówi: O, Helik! Na to Córka: To Wy się znacie?!
Doprawdy, powiadam Wam: od dawna wiedzieliśmy, że nasze trzecie dziecko jest z jakiejś innej planety, na której dużo się mówi. Stworzenia z tak rozwiniętym ośrodkiem mowy to ja w życiu nie spotkałam. Nie pamiętam jego pierwszych słów, pamiętam za to jego pierwsze zdania oraz fakt, że w wieku niespełna dwóch lat śpiewał hymn Polski. „Co nam owca przemoc wzięła” to mój ulubiony fragment w jego wykonaniu.
W wieku dwóch lat i trzech miesięcy do polskiego zaczyna dołączać angielski. W ogóle to jest dokładnie ten moment, w którym zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Sześciolatka, Czterolatek i Dwulatek coraz częściej rozmawiają ze sobą po angielsku, mimo tego, że my nigdy do nich nie mówimy w tym języku. Sześciolatka nasiąka nim w szkole, Czterolatek w przedszkolu, Dwulatek uczy się od nich, a wszyscy razem chłoną z książek , bajek i placu zabaw. Wprowadzenie trzeciego języka nie byłoby głupim pomysłem na tym etapie rozwoju. W tym wieku to nie nauka, to zabawa.
Dwulatek mówi ostatnio do mnie: Mama, ale ja mam hiccups.
Żeby się nam tylko to wszystko czkawką nie odbiło.
2 komentarze
Bardzo dobrze, że się dzieciaki tak uczą języków szybko 🙂 Na późniejszym etapie to już przymus, a nie czysta frajda. A tak będą lubić języki cały czas. PS. super ten robot!
Dziękujemy Ewa!