Jakiś czas temu dostałam powiadomienie ze szkoły moich dzieci mówiące o tym, że w związku ze zbliżającym się Victorian Day, uprasza się nas, rodziców, by tego dnia ubrać dzieci odpowiednio, tzn. stosownie do epoki.
Czyli jak?
Zanim przyszła mi do głowy królowa Wiktoria, której ta epoka zawdzięcza nazwę – epoka wiktoriańska – przed królową, ale i przed oczami stanął mi Oliver Twist. Nie wiem ile miałam lat, kiedy wpadła w moje ręce ta powieść Karola Dickensa, z pewnością za mało. Wspominam, że ze łzami w oczach dzieliłam losy Olivera najpierw wodząc nimi po papierze, później po ekranie, kiedy Roman Polański zdecydował się powieść Dickensa zekranizować.
Czasy, w których panowała królowa Wiktoria – a był to okres 63 lat (1837 – 1901) – był okresem pokoju, dobrobytu, wyrafinowanego wychowania oraz potęgi imperialnej państwa brytyjskiego. Epoka wiktoriańska była też czasem rewolucji przemysłowej. Lokomotywa parowa, dyliżanse, kanały, statki parowe, kanalizacja w Londynie czy sieć gazowa to wszystko zasługa tych czasów. Nie można nie wspomnieć tutaj także o…
London Underground, czyli pierwszym na świecie metrze (kolei podziemnej).
W tamtych czasach o nikim tak głośno nie było w świecie jak o królowej Wiktorii. Z jej popularnością mogło tylko rywalizować mydło, które w tym samym czasie przeżywało swoje „pięć minut”. Kiedy objawiło się ludziom, życie stało się łatwiejsze. Podobnie jak łatwiejsza stała się praca lekarzy, którzy zaczęli stosować znieczulenie eterem, podtlenkiem azotu, czy też chloroformem.
Wszystkim było łatwiej, tylko dzieciom trudniej. Zaczęto je zatrudniać w fabrykach i kopalniach, jako kominiarzy i pomoce domowe. Zamiatały ulice, czyściły buty, sprzedawały kwiaty. Za niskie wynagrodzenie potrafiły pracować wiele godzin, by dołożyć się do budżetu rodzinnego. Wzrost gospodarczy, był (i jest) zawsze kosztem tych najmłodszych i najbiedniejszych.
Na szczęście dzieci posyłano do szkoły, ale i tam traktowano je dość surowo.
Wiedząc o tym wszystkim początkowo niechętnie chciałam obsadzić swoje dzieci w roli uczniów z epoki wiktoriańskiej, ale później stwierdziłam, że będzie to najlepsza lekcja brytyjskiej historii jaką im przyjdzie pewnie odrobić. I tak się stało.
Odpowiednio je z Mężem przygotowaliśmy . Ku naszemu zdziwieniu nie protestowały, chociaż zazwyczaj podważają ideę przebierania się, twierdząc, że najlepiej zostać sobą.
No i odwieźliśmy do szkoły. Widok wszystkich przebranych dzieci i nauczycieli, to była prawdziwa podróż w czasie.
Chłopięcy strój z epoki wiktoriańskiej składał się z czapki piekarczyka (baker boy), ciemnej kamizelki bądź marynarki, białej lub szarej koszuli bez kołnierza, ciemnych spodni lub szortów, ciemnych butów oraz przewiązanej na szyi apaszki. Dziewczynki z kolei nosiły biały czepek lub słomkowy kapelusz, długą ciemną spódnicę lub suknię, a na niej zawiązany fartuszek. Do tego gładkie, ciemne lub białe podkolanówki bądź rajstopy i płaskie ciemne buty. Spodnie były niedopuszczalne. Włosy zaplecione w warkocz lub spięte z tyłu głowy.
Jak zeznają dzieci, w tym dniu cała szkoła wysłuchała 10 przykazań, odśpiewała hymn (God Save the Queen), a dzieci z klas 3-5 głośno recytowały tabliczkę mnożenia. Wchodząc do klasy dzieci wręczały nauczycielowi zwyczajowego 1p (jednego pensa). Inaczej niż zwykle, siedziały w ławkach jedno za drugim, pisały tylko ołówkiem (zdobycze cywilizacji takie jak komputery były tego dnia ukryte). Na przerwach chłopcy i dziewczynki bawili się oddzielnie. Ciało pedagogiczne, również w kostiumach, dla zwiększenia realizmu sytuacji stosowało symbolicznie kary – karę cielesną wymierzaną trzcinką (cane) oraz karę chodzenia w „oślej czapce” (dunce’s hat). W przerwie na lunch serwowano zupę o nie do końca apetycznej nazwie slop soup (ang. slop – pomyje, zlewki).
Leave a reply