Synku,
11. 09 2017. Wstałam dziś rano przygotowana na to co miał przynieś ze sobą ten dzień. Twój szkolny mundurek wyprasowany leżał na stole, torba podpisana Twoim imieniem i butelka wody z logo naszego ulubionego polskiego klubu piłkarskiego też tam była. Zjadłeś śniadanie, ubrałeś się błyskawicznie. Wyglądałeś „przystojnie” jak to powiedziała ciocia Justyna, która miała okazję Cię chwilę później widzieć. Mi też się podobałeś, choć mundurek dodał Ci Synku lat i powagi jednocześnie. Nie wyglądałeś w nim na Czterolatka, na pewno nie na tego samego, którym byłeś jeszcze w nocy.
Tak odświętnego Cię sfotografowałam… obok Ciebie, w tych samych barwach szkolnych, stanęła Twoja siostra i o dwa lata młodszy brat, ubrany w zwykły dres.
Pewnie dlatego wyzwałeś go od „bejbików” i poinformowałeś uprzejmie, że jego kolej to dopiero za dwa lata. Biedny, chyba przez godzinę nie mógł dojść do siebie z żalu, że nie może iść do szkoły razem z Wami już teraz, zaraz.
Kocha Cię, chce być taki jak Ty. Do tego stopnia, że jak rzucasz buty po wejściu do domu, to on swoje ustawia dokładnie obok Twoich… nawet gdy jeden wpadnie do pokoju, a drugi spocznie na korytarzu, jego stoją tuż obok – jeden w pokoju, drugi na korytarzu.
Twoja starsza siostra nie jest tak bardzo zauroczona Twoją osobą jak Wasz młodszy brat, choć imponuje jej fakt, że masz odwagę zabić muchę.
Mnie natomiast Synku, powaliła Twoja odwaga w tych pierwszych dniach szkoły. Pobiegłeś ze swoją najlepszą kumpelą Mają do środka, w ostatniej tylko chwili udało nam się z Twoim Tatą sprzedać Ci pożegnalnego buziaka.
Pewnie chciałbyś wiedzieć czy uroniłam tego dnia jakąś łzę. Nie! Do momentu kiedy nie poszedłeś do swojego Taty, prosząc go, żeby skropił Cię Jego perfumem. Do tego momentu ani jednej.
W tamtej chwili, gdy się perfumowaliście, przez głowę przeleciało mi kilka obrazków.
Jak skaczę z radości po łóżku, dzierżąc w dłoni test ciążowy, który zwiastuje Twoje nadejście.
Jak ryczę ze szczęścia w gabinecie ginekologicznym na wieść, że będziesz chłopcem.
Jak Cię rodzę bez znieczulenia w dziesięć minut. Jak chwilę później przegarniam Twoją czarną czuprynę, masz pewnie z pięć minut, a włos Ci się sypnął jakbyś miał roczek.
Jak umieram ze strachu przed salą operacyjną, gdy zszywają Twoją wargę.
Jak masz może ze dwa latka i rozkazujesz babci zdjąć kapcie z nóg, bo te należą do mnie.
Jak leżę w łóżku a Ty mi przynosisz kałę z krim. Moja pierwsza kawa od Ciebie, a to jedne z Twoich pierwszych słów.
Jak sikasz na stojąco po raz pierwszy.
Jak pieczesz ze mną ciasta.
Jak kończysz przedszkole cały zapłakany, bo „nie lubisz jak patrzy na Ciebie dużo innych Mamów i Tatów„.
Jak Tata trenuje z Tobą angielski:
– Synku jak będziesz chciał iść do toalety w szkole to wystarczy powiedzieć pani prosto: I need to pee.
Na co ze spokojem odpowiedziałeś:
– Nie! Ja się zapytam: Can I go to the toilet, please?
Tych wspomnień są miliony Synku. Cztery lata spędziliśmy ze sobą razem, do Twojego drugich urodzin nierozłączni, przez kolejne dwa tylko przedszkole na piętnaście godzin tygodniowo nas rozdzielało.
Jesteś gotowy na tę szkolną przygodę. I ja na nią jestem. Najbardziej gotowy jest Twój Tata, nie ma nikogo kto by bardziej w Ciebie wierzył niż on.
Z radością będziemy śledzić Twoją naukę. I tak jak w przypadku siostry, tak i w Twoim przeżyjemy szok, słysząc za kilka miesięcy jak pięknie mówisz po angielsku. Bo ta Wasza nauka języka, w tej naszej wspólnej angielskiej przygodzie, jest najbardziej fascynująca.
Nie chcę Cię straszyć Synku, ale chcesz czy nie chcesz: będziesz dwujęzyczny. Kiedy powiedziałam to samo Twojej siostrze, gdy była jeszcze mała, przerażona krzyknęła: Mamo, ja nie chce mieć dwóch języków w buzi!
Niestety to jest nieuniknione Synku ;).
Powodzenia i good luck!
2 komentarze
Justynko, Jestes Wspaniala… Twoje elektroniczne kartki czyta sie jednym tchem.. sa przepelnione Miloscia, Cieplem, Szacunkiem do Calego Zycia i Najmniejszej Istoty na tej Ziemi. Uwielbiam Cie za Twoja Bogata Dusze – ze Jestes Soba .?????.
Dziękuję Ci Aniu :* Wzruszyłam się.