Świętem Trzech Króli zawsze kończymy okres radosnego świętowania. Radośni pozostajemy, ale już mało świąteczni, za to bardzo zwyczajni. Trzymając się tonu, który sobie narzuciłam w 2013, podobnie spróbuję opisać te Święta Bożego Narodzenia AD 2016.
W Święta.
Choinka. Weszła drzwiami, w towarzystwie radosnych okrzyków. „Mamo, Mamo… niosą ją!”, „Witamy cię choinko”, „Jaka jesteś piękna”, „Będzie ci u nas dobrze”. Wyszła oknem, ale też skandowano na jej cześć: „żegnaj choinko”, „będziemy tęsknić”, „za rok wrócisz,nie?”
Choinka była żywa. Żywiła się cukierkami, które na niej zawiesiliśmy i żwawo się ruszała, bombki zmieniały miejsce na niej średnio kilka razy na dziennie.
Pierogi z grzybami przyćmiły inne wigilijne potrawy. Nie pamiętam, żeby coś innego serwowano.
Pierwszego dnia świąt na stole po raz pierwszy pojawił się indyk, a przy stole niezwykle miły Irlandczyk. Obydwaj bardzo przypadli nam do gustu.
Jak co roku grałam kolędy na pianinie, niepotrzebnie tylko w tym roku śpiewałam.
Gwiazdor w nocy zjadł ciasteczka, renifer marchewkę… nie mamy pojęcia, którędy, kiedy i jak się dostali do domu.
Śniegu nikt nie widział, za to deszcz wszyscy.
Najlepszym prezentem w te Święta była jednak wizyta Dziadków.
O miłości dzieci do dziadków napisała kilka dni temu na swoim blogu Kasia, napisała tak pięknie, że pozwolę sobie Ją zacytować. Może nie będzie miła mi tego za złe.
… To taka bolączka wszystkich emigrantów, że wizyty dziadków to ekskluzywny prezent, który tylko od czasu do czasu i ceni się go jak skarb, bo nigdy nie wiadomo kiedy znowu.
My nie mamy rodziców do pomocy na co dzień, nie mamy tej mamy czy taty, do którego możemy na chwilę podskoczyć w drodze do dentysty. Dziadek nie przyjdzie na kawę, nie posiedzi, gdy trzeba wyjść do lekarza. Babcia nie wpadnie z miską pierogów, nie zabierze na spacer, nie odbierze ze szkoły, gdy nam coś wypadnie. Nie przyleci na skrzydłach nad ranem, gdy gorączka, choroba lub leń. Nie podzieli się doświadczeniem, nie odciąży, nie będzie obok.
Mamy za to, do perfekcji opanowany system połączeń międzynarodowych, umiejętność wyszukiwania najtańszych połączeń lotniczych do Polski i wyjątkową czujność na telefony i wiadomości z kraju. Mamy cierpliwość i determinację, którą odmierzamy długość pasa startowego na wszystkich polskich lotniskach i pojemność baku paliwa, który starczy do samego domu (…)
(…) Pokonujemy rocznie tysiące kilometrów, nie straszne są nam mgły, silne wiatry, turbulencje i opóźnienia lotów. Znamy każdą dziurę na polskich drogach, wiemy, w jakim okresie jest najmniej korków i gdzie omijać kontrole drogowe. Na trasach do Polski znamy wszystkie najlepsze noclegi oraz miejsca gdzie można wypić mocną kawę przed podróżą w nocy. Umiemy się pakować w tempie ekspresowym, mieszcząc w małej walizce trzydzieści kilo. A to wszystko po to, aby zobaczyć babcię.
Opowiem Wam o miłości na odległość, o tej, o której nie mówi się za wiele. O miłości dziadków do wnuków, które mieszkają czterysta mil od nich. O tym polskim pokoju pustym, w którym zabawki czekają w pudełkach, pościel i poduszki złożone, wyprane. O tym domu, gdzie nie słychać tupotu małych nóżek na co dzień, w którym wnuki nie rozlewają mleka na dywan, nie rysują kredkami po ścianach, nie płaczą w gniewie, tupiąc nogą mocno, mocniej. Opowiem Wam o babci, która czeka po drugiej stronie monitora i macha z daleka przez ekran, uśmiechając się do kamery. O dziadku, który chodzi na pocztę z paczkami dla wnusi, który drukuje zdjęcia wnuka i wiesza na ścianach swojej sypialni (…)
(…) Opowiem Wam o miłości, która przezwycięża strach latania, bariery językowe i wstyd przed nierozumieniem i obcością. Jest większa niż zmęczenie po wielogodzinnej podróży, ciągnącym się czekaniu w kolejce na odprawę. Nie straszna jest jej ostatnia złotówka wydana na pociąg na lotnisko i sucha bułka zjedzona w spoconym samochodzie czy busie do celu. To taka miłość na odległość, o której się nie mówi za wiele, taka miłość wpisana w posiadanie dzieci na emigracji.
Nigdy nie pytałam moich rodziców jak to jest i nie wiem czy wiem. Ale chyba wiem…”
Cytat pochodzi z bloga Mama w UK. Szczerze kibicuję Kasi. Mądre teksty wychodzą spod Jej pióra…
Leave a reply