„Piszę do Ciebie te słowa daleko od naszych wspólnych miejsc…
… czy tak to miało wyglądać? Czy tak miał upłynąć nam najcudowniejszy okres życia? Z dala od siebie, swoich trosk, problemów, radości?
Najwyraźniej.
Pragnienie spełnienia naszych marzeń pchnęło nas w róźnych kierunkach, ale przecież słusznych… kierunkach, które sobie obrałyśmy, w których chcemy podążać. Wystawiłyśmy tym samym naszą przyjaźń na poważną próbę, ale czyż nie jest to dla niej wspaniała okazja, by się wzmocnić, utrwalić, rozkwitnąć?
Myślę, że skoro los tak chciał, to coś w tym musi być…
… żal mi tylko wszystkich tych chwil podniosłych i całkiem zwyczajnych… momentów zwycięstw i porażek… łez i uśmiechów, które winnyśmy przeżywać razem, a które w tej sytuacji umkną nam bezpowrotnie. Żal mi rozmów, które nigdy się nie odbędą i filiżanek herbaty, których nigdy nie dopijemy… a życie przecież toczyć będzie się dalej swym normalnym torem. Będziemy zmagać się ze światem, płakać, krzyczeć, śmiać się… dlatego jeśli nie dla mnie to choćby dla siebie, dla swoich dzieci, wnuków, nie pozwól tym chwilom umknąć, podaruj im dłuższy żywot.
Każda minuta naszego życia jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju i choć chciałoby się je wszystkie zachować… jesteśmy tylko ludźmi, a nasza pamięć bywa zawodna…
Dlatego pisz Justysiu… pisz… przelewaj swoje myśli na papier, daj im żyć… pisz, by móc kiedyś, po latach odtworzyć sobie obraz tych cudownych dni.
Bo to są cudowne dni, być może najcudowniejsze jakie przyjdzie nam w życiu przeżywać… W każdym razie życzę Ci, by na tych stronach znalazły się tylko takie, byś po latach mogła pragnąć dla swych dzieci tak wspaniałej młodości, jaka stała się Twoim… naszym udziałem.
Z gorącymi życzeniami natchnienia i chęci do pisania. Twoja koleżanka”.
WordPress podpowiada mi, że ten wpis jest 200. postem opublikowanym na stronie Mamafulltime. Dwusetnym! Uwierzycie? Pragnę go dedykować w całości mojej przyjaciółce J.. To Ona dawno temu zachęcała mnie do pisania. Długo nie chciałam Jej słuchać, bo przelewanie myśli na papier nigdy nie było moją mocną stroną. Było piętą Achillesa. Przekupowałam, opłacałam, torturowałam ludzi by pisali za mnie opowiadania na język polski. Na pracę domową zacznającą się od słowa „napisz” dostawałam bezdechu, alergii skórnej i migotania komór, krzyczałam: Policz, wymyśl, biegnij, narysuj, wytnij, ugotuj… wszystko tylko olaboga nie NAPISZ. Wybrałam studia ścisłe, bo te nie zmuszały do pisania.
Urodziałam Córkę, wyemigrowałam z kraju, byłam daleko od rodziny i przyjaciół, którzy, gdy byłam na miejscu, przyjmowali miliony wypowiadanych przeze mnie słów. Zostałam sama z głową pełną myśli, z endorfinami, które wydzielały się w ogromnych ilościach, z radością, która wypełniała cały metraż mieszkania. Szukałam rozwiązania, myślałam jak sobie ulżyć. Przypomniał mi się wtedy list J. – otworzyłam komputer i napisałam pierwszy wpis. Nigdy przedtem nie czytałam żadnego innego bloga, mój własny był pierwszym, na który trafiłam ;).
Niespecjalnie wiedziałam o czym będzie, nie zastanawiałam się nad targetem i wpisami sponsorowanymi. Długo się z nim ukrywałam. Kiedy pewnego dnia, na ulicach miasta w którym mieszkam, jedna Dziewczyna zapytała mnie czy to ja jestem Mamafulltime – zamarłam. Chciałam krzyczeć: ależ skąd!
Nie odkrywam tutaj Ameryki, trochę Anglię, przede wszystkim zaś siebie. A Wy mimo wszystko jesteście.
Dziękuję!
Kiedyś wydrukuję te wpisy na papierze, oprawię i wydam książkę w trzech egzemplarzach. Po jednym dla każdego mojego dziecka.
Tak zrobię.
Tymczasem… Piszę dwusetny post. Piszę, i czuję , że pokonałam siebie.
Justyś dziękuję za to, że byłaś wtedy. Za to, że jesteś teraz. Czas spędzony z Tobą był zawsze inspirujący.
Jesteś Wielka… nie tylko z powodu wzrostu!
Comment
[…] Przyjaciółki mały pamiętnik, z którego pierwszych stron wielkimi literami krzyczała dedykacja od Justyny dla Justysi: Pisz… przelewaj swoje myśli na papier, daj im żyć […]