Wybaczcie. Nie pisałam, bo trawiłam.
Jakiś czas temu mój Mąż poczęstował mnie przy kolacji bitkiem zbitkiem zdań: Wiesz co, będę musiał lecieć do Singapuru… na tydzień lub dwa. Prawie się zakrztusiłam przyjmujac tę treść, już miałam zwrócić wyrzucić z siebie słowa:
„chyba Cię pogrzało! Chcesz mnie samą z Trójką Małych Ludzi zostawić?”
.. ale odezwał się mój wewnętrzny coach, zwany rozsądkiem (karmię go codziennie garścią orzechów), i podpowiedział, że zanim cokolwiek wypluję z siebie, powinnam to spróbować przetrawić.
Trawię. Od kilku tygodni nic innego nie robię tylko – TRAWIĘ TO.
Dlatego dziś na spokojnie wyrzucam z siebie zdanie.
– Nic się nie martw o mnie Kochanie, ja też będę miała swój kawałek Azji.
Będę miała tu niezły Sajgon!
Tak więc, nie mogę doczekać się przyszłego roku, i swoich dalekich podróży.
A póki co jestem w domu i napawam się widokiem swojego Męża. I Dzieci, które nie mogą nacieszyć się choinką.
Miłego przedświątecznego czasu Kochani!
Leave a reply