W samolocie nie pozwolono całej naszej piątce usiąść w jednym rzędzie. Sześciolatek powiedział, że chce być koło mnie. Ja też wewnętrznie czułam, że powinniśmy przeżyć to razem, trzymając się za ręce. Że dla naszej dwójki ta zmiana będzie najtrudniejsza. Że każde z naszej piątki ją na swój sposób odczuje, ale my z Jaśkiem najdotkliwiej. Nie myliłam się.
Straciliśmy rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni. Miejsca, które dobrze znaliśmy. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi domu, w którym wydarzyło się tyle dobrego. Kraj – Jego urodzenia, a mojego macierzyństwa. Musieliśmy pożegnać ludzi, których kochamy.
I ta ostatnia rzecz była najtrudniejszą. Oni są i będą w naszym życiu. Ale nie ma Ich już na wyciągnięcie ręki. I już nie są częścią naszej codzienności. I tą stratę wiedzieliśmy, że musimy przeżyć i z nią się pogodzić.
A do tego będziemy potrzebować czasu.
Leżeliśmy obok siebie w łóżku wpatrzeni w sufit, kiedy Jaś powiedział: „Mamo, ja tęsknię” . Ja też Synku. To nic złego tęsknić. W naszym domu chłopaki mogą płakać i mama może, więc jak chcesz możemy sobie popłakać.
I tak sobie płaczemy. Z upływem czasem zauważam tylko, że już coraz mniej.
Przeżywamy to. I nie zamierzamy ukrywać się z tymi emocjami. Już taki jest ten dom, ta rodzina, ten związek. To nasze życie. Pełne zmian i skrajnych emocji… i to chyba one czynią je takim niezwykłym.
Leave a reply