Nie wiem czy mam lat dziewięć, czy może dziesięć. Z całą pewnością jestem w szkole podstawowej, kiedy pojawia się w moim życiu szansa na zamianę klasy a na klasę f. Początkowo jestem bardziej niż szczęśliwa, po pięciu minutach zalewa mnie jednak morze łez. Ale jak to? Klasa na innym piętrze? Inna koleżanka w ławce zamiast mojej ukochanej Madzi?! Życie już nigdy nie będzie takie samo. Za duża zmiana jak dla małej dziewczynki. W szóstej minucie już jestem pewna, że tego kroku nie wykonam.
Wiele lat później, będąc mamą dziewczynki w tym samym wieku co ja wtedy i dwóch jeszcze młodszych chłopców, proponuję Im zamiast innego piętra tego samego budynku inną szkołę, innych przyjaciół… inne miasto, inny kraj niż ten, w którym się urodzili i do tej pory wychowywali, nawet język wykładowy im proponuję nowy. I śmiem wmawiać, że wszystko będzie ok.
Wracając wieczorową porą wspomnieniami do tej małej dziewczynki z podstawówki, w głowie dorosłej kobiety, którą jestem teraz, pojawia się jakiś wielki głos, który krzyczy „chyba oszalałaś kobieto!”.
Może oszalałam?!
Chcąc sprawdzić, jak faktycznie jest, biegnę zalana łzami do Męża by ten wydał wyrok, czy jesteśmy normalni czyniąc to naszym dzieciom, czy może jednak nie.
Mąż mówi: Poczekaj zaparzę kawę, pogadamy. A że jest dwunasta w nocy i nie jest to pierwszy raz kiedy o takiej porze pijemy kawę, nic nie musi mówić… normalni z pewnością to my nie jesteśmy.
Przeanalizujmy to.
Analizujemy. Z analizy wychodzi. Że nasze dzieci to nie my, a my to nie One.
Jakże odkrywcze. (trochę się uspokajam)
No i, że świat też się trochę zdążył zmienić przez te 30 lat.
30 lat?!… 30 lat temu byłam dziewczynką? (już nie płaczę, ja ryczę)
Tę zmianę to dopiero trudno zaakceptować.
Wracając do dzieci. Jest tak jak mówi jedno z Nich:
„Mamo, ja się bardzo cieszę, że będziemy mieszkać tam, ja sobie tylko nie mogę wyobrazić tego, że nie będzie nas tu”.
I tak faktycznie jest. Nie mamy żadnego problemu z powrotem do Polski. Widzimy się tam. Mamy na siebie plan. Mamy dom, który na nas czeka. Sąsiadów, których chyba sam Bóg nam zesłał. Mamy miasto, które znamy i lubimy. No i mamy przyjaciół, którzy wciąż nas pamiętają. No i rodziców, i rodzeństwo, przede wszystkim Ich mamy.
Żaden problem tam wrócić. Choćby jutro.
Cała trudność polega na wyjechaniu stąd. Z miejsca, w którym spędziliśmy najpiękniejsze lata swojego życia.
2 komentarze
Będzie inaczej, to na pewno. Ale jesteście razem i macie tę moc (aż podspiewalam jak Elsa). Będą nowe, wspaniałe wspomnienia!!!
Wsparcie i rodzine bedziecie mieli zawsze tam I tu, gdziekolwiek tam i tu ma oznaczac!