Budowanie domu, to wielka radość. I o tej radości będzie przede wszystkim.
O nieprzespanych nocach, o starciach z fachowcami, o niezliczonej ilości wyborów jakich trzeba dokonać w tym czasie i o zamartwianiu się czy na to wszystko wystarczy pieniędzy… o tym będzie przy okazji.
Ale od początku. Krok po kroku budowania domu.
Pierwszy krok. Trzeba było się zdecydować na kraj, w którym ma dom stanąć. Jednogłośnie padło, że Polska.
Krok drugi. To wybór miasta. Padło no to, w którym grają dobrą piłkę. Niejednogłośnie. Więc negocjowaliśmy. Padło na gminę sąsiadującą z tą, w której grają dobrą piłkę. Starcie zakończone remisem. Można przejść do kroku trzeciego.
Krok trzeci. Dom ma stać pod lasem (i nie ma o czy dyskutować).
Krok czwarty.
– Parterowy!
– No pewnie, że parterowy! Komu by się chciało chodzić po schodach.
Jednogłośnie.
Krok piąty. Deweloper czy sami? My tu, dom tam się buduje. Deweloper!
Krok szósty. Projekt domu.
– Proste! Taki z czterema sypialniami. Trzy dla dzieci, jedna dla nas. Koniecznie dwie łazienki. Salon i kuchnia. No i garaż.
– Trudne! Nie stać nas na dom z takim metrażem.
No nic. Trzeba było trudne w proste zamienić. Trzeba było znaleźć taki projekt domu z tych dostępnych u dewelopera o mniejszym metrażu, który byłby jednocześnie na naszą kieszeń, ale i który łatwo można by przerobić na taki idealnie dopasowany do naszych potrzeb.
Krok siódmy. Na tym etapie czuliśmy, że mamy dwa wyjścia.
Pierwsze, zalewamy się łzami i krzyczymy: Po co nam to było!
Drugie: bawię się w Dorotę Szelągowską, której od dawna zazdroszczę zawodu i czuję, że to może być time of my life. Biorę ołówek, Mąż komputer i rysujemy. I nie zastanawiamy się czy wziąć do tego projektanta, bo… patrz krok szósty!
Mam nadzieję moi drodzy Czytelnicy, że jesteście gotowi na serię wpisów pt. Mamafulltime projektuje.
Jeśli tak, to zaczynamy.
Po lewej rzut domu, propozycja dewelopera. Po prawej rzut domu, propozycja Mamyfulltime.
Co myślicie na temat tych zmian? Dajcie znać w komentarzach.
Krok ósmy. W następny piątek.
PS. Zapytacie pewnie gdzie jest garaż… Odpowiadam: w pamięci 🙂
4 komentarze
Czyli podsumowując zmiany wprowadzone przez architekt Mamafulltime mamy
dodatkową łazienkę kosztem spiżarni
dodatkową sypialnię kosztem garażu
poszerzony hol i dodatkową wnękę naprzeciwko tej nowej łazienki
No i jeszcze okna są dodane / poprzestawiane.
Nie żal garażu? Nie żeby do auta był niezbędny, ale kosiarka do trawy w salonie też niekoniecznie 🙂
Żal, pewnie, że żal. Ale z pustego i Salomon nie naleje 😉
Justynko kosiarkę upchniesz w kotłowni a na auto z czasem wybuduje Ci mąż taką wiatę z drewna i będzie pięknie. Znaczy się.. w sumie to już jest absolutnie idealnie więc wielkie brawa dla architekta. Dorota Szelagowska bylaby z Ciebie bardzo dumna. Sama lepiej by tego nie wymyśliła!
PS. Pomysł z wnęka poprzez nową łazienkę – mistrzostwo! Wykorzystany każdy kąt. Extra 😍😁
Aniu, czytasz nam w myślach. Tak właśnie zrobimy z tą kosiarką. A wnęka musiała powstać, ma za zadanie pomieścić tonę butów i kilkanaście kurtek.