Dobrze pamiętam to uczucie, kiedy po zdanym egzaminie wracałam do domu i odgruzowywałam z kartek, zeszytów i książek swój pokój. Z wszystkich tych pustych kubków po kofeinie, która trzymała mnie przy życiu, gdy przez kilka dni a czasami tygodni zakuwałam. Studenci medycyny i prawa twierdzą, że ich studia są najtrudniejsze… śmiałam się zawsze ze swoimi kolegami z roku, że mówią tak tylko dlatego, że nie studiowali chemii.
Mój Mąż ostatnio zaszczepia naszemu potomstwu fascynację kosmosem. Siada z trójką naszych dzieci i razem studiują. Fascynuje Ich wszystko, a w ostatnim czasie oczywiście najbardziej Tesla, która aktualnie zmierza w kierunku Marsa. Chodź i zobacz, krzyczą. Nie dziękuję! Ja w kosmosie raz już byłam… przez rok! A było to właśnie na studiach. Na wykładach i ćwiczeniach z chemii kwantowej. Jak wyglądają kosmici chcecie pewnie wiedzieć? Już Wam mówię: do złudzenia przypominają moich wykładowców. To są nadludzie. Jestem tego pewna. Zwykły śmiertelnik nie zajmuje się obliczeniami struktury elektronowej, przybliżeniem Borna-Oppenheimera czy rozwiązywaniem równania Schrödingera z elektronowym hamiltonianem. Mówię Wam KOSMOS… byłam, posmakowałam, zaliczyłam, nawet bardzo trudny egzamin zdałam, ale zrozumiałam jedno… to ZIEMIA jest mi pisana.
Ale coś Wam powiem. Jestem pewna, że Ziemi nie byłoby bez kosmosu. I biada jej bez chemików kwantowych.
Z wysokości zabieram Was na niziny.
Bo co chciałam Wam dziś powiedzieć to to, że podobne uczucie jak po zdanym egzaminie towarzyszy mi za każdym razem, kiedy moja rodzina wychodzi z jakiejś choroby. Kiedy pojawia się zdrowie na horyzoncie. Kiedy wiem, że pokonaliśmy patogen.
W takich chwilach dostaję zastrzyku energii do życia. Sprzątam jak oszalała, piorę, gotuję. Dużo ćwiczę, piszę, zaczynam się uczyć nowych języków od zaraz, czuję, że mogę wszystko, nawet szpagat zrobić. Nie posiadam się z radości – że to już koniec, że można wrócić do normalnego rytmu życia. W takich chwilach tańczę, śpiewam. I krzyczę, i w niebiosa wychwalam moje proste i zwykłe życie, takie bez bólu, łez i krzyków.
W takie chwilach przypominam sobie dlaczego zaczęłam pisać ten blog sześć lat temu. Z prostego powodu. Chciałam za jego pośrednictwem wykrzyczeć światu, że doceniam to co mam, w czasie kiedy jest mi to dane, nie kiedy to coś stracę. Zdrowie, rodzinę, czas, pasję, wiarę i zapał… życie. Nic z tego nie jest mi dane na zawsze, więc póki jest cieszę się tym jak szalona.
Zanim mi przyjdzie zdać kolejny egzamin… trudniejszy niż ten z chemii kwantowej, bo z życia.
Leave a reply