Na Zjednoczone Emiraty Arabskie składa się siedem emiratów. Dziś zabiorę Was do największego, najbardziej zielonego i najbardziej bogatego emiratu z całej siódemki. Dziś odwiedzimy stolicę ZEA – Abhu Dhabi. Bardzo chciałam ją zobaczyć. I tylko dzięki uprzejmości moich gospodarzy to się udało.
A cele w Abhu Dahbi obrałam sobie dwa. Pierwszy to Sheikh Zayed Grand Mosque – Wielki Meczet Szejka Zayeda.
Kim był szejk Zayed? – nasuwa się pytanie. Otóż był on pierwszym prezydentem Zjednoczonych Emiratów Arabskich tzw. Ojcem Emiratów. Był też inicjatorem budowy meczetu, który od roku jego śmierci (2004) stanowi miejsce jego pochówku. Meczet robi wrażenie, ale dla mnie osobiście większe z zewnątrz niż od wewnątrz. Jego biała elewacja bije po oczach i wygląda naprawdę okazale na tle błękitnego i bezchmurnego nieba. Bardzo odróżnia się wyglądem od otaczającego go sąsiedztwa i dominuje w otoczeniu.
Meczet ma powierzchnię 22 tysięcy metrów kwadratowych, i może pomieścić ponad 40 tys. wyznawców islamu. Składa się z głównej sali modlitewnej, dwóch pobocznych, oraz dziedzińca. Nie jest największym meczetem świata, zaledwie ósmym, ma jednak największą kopułę, która wznosi się nad główną salą modlitewną. W sali tej znajduję się także jeden z największych żyrandoli świata, ważący, bagatela, 12 ton. Podłogę pokrywa największy na świecie, a jakżeby mogło być inaczej, tkany ręcznie przez 1200 tkaczy dywan. W sali znajduję się także, a może przede wszystkim, ściana modlitewna, która jak zawsze w meczecie wskazuje kierunek Mekki.
Do meczetu można wejść za darmo, najpierw należy tylko przejść przez bramki i poddać bagaż kontroli (jak na lotnisku). Nie bez znaczenia jest również ubiór. Panie muszą być zakryte od stóp do głowy, panowie głowę mogą zostawić odkrytą. Jeśli takim strojem nie dysponujemy, możemy wypożyczyć sobie na miejscu za darmo abaję, do wyboru w kolorze niebieskim lub beżowym.
Wszystko jak na załączonych fotografiach.
Drugim celem mojej podróży był Emirates Palace. Chciałam zobaczyć na własne oczy to „cudo”. Podobno najbardziej dochodowe (zaraz po ropie naftowej) przedsięwzięcie Abhu Dhabi. Jest to hotel, który stoi marmurem, złotem, srebrem i kryształkami Swarovskiego… za te i inne cuda na kiju, dostał nawet miano pałacu, i na pięć gwiazdek, które przyznaje się w hotelarstwie za standard i udogodnienia, ten dostał siedem. Skoro pozwolono sobie na pominięcie szóstki w klasyfikacji, to ja sobie pozwolę pominąć zachwyty nad tym miejscem… za kawę z drobinkami złota też serdecznie dziękuję, obejdzie się bez.
Zachwytów nie będzie, no chyba że nad piękną arabską pianistką, która swą muzyką na fortepianie odczarowywała to miejsce z luksusu.
Będą zaś suche fakty, w liczbach.
- 1 km – długość hotelu; 2,5 km. jego obwód.
- 2600 zatrudnionych pracowników.
- Ponad 300 pokoi, 92 apartamenty (największe z nich mierzą 680 m2)
- Plaża o długości 1300 m.
Mogłabym tak bez końca, przecież ZEA najbardziej słyną z liczb, ale pozwólcie, że już zakończę tę wyliczankę… na deser (dosłownie) mam tylko złoto w ilości pięciu kilogramów, czyli podobno tyle ile zużywa w ciągu roku kuchnia Emirates Palace na ich zdobienie.
To miłe ze strony pałacu, że hotelowe lobby, kawiarnię i plażę udostępnia do zwiedzania turystom, a nie tylko gościom hotelowym. Dzięki temu mogłam nacieszyć oczy żółtym. Wziąć głęboki oddech i wciągnąć drobinki złota do płuc… by to wszystko na końcu popić kawą kupioną na stacji benzynowej…
I odhaczyć kolejny naprawdę udany dzień w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Leave a reply