Chcieli żebym upiekła ciasto. Często chcą. Coraz częściej. Nie zawsze mi się chce. Właściwie coraz częściej mi się nie chce.
Poza tym średnio mi to całe pieczenie wychodzi. Na szczęście Im to nie przeszkadza, zakalec i to, że niewyrośnięte – nie uwiera. Mówią, że moje ciasta i tak są najlepsze. Stoją, trzy pary oczu wpatrzone we mnie, i skandują na całe gardło: Chce-my cia-sto, chce-my cia-sto! Gdy pada hasło: Ok, ok! Już dobrze, pieczemy!… odwracają się na pięcie i biegną do pokoju. Za chwilę ciągną do kuchni krzesła, bo są jeszcze na tyle małe, że nie mogą dosięgnąć blatu (i podnieść krzeseł). Później walka o miskę, o to co kto robi, jak pomaga.
Mąka fruwa, jajka nie trafiają do miski, spływają gdzieś pomiędzy szafki, dadzą o sobie znać za kilka dni. Przepis nie ma żadnego znaczenia. Cukier ukradkiem wyjadają z torebki, oblizują wszystkie łyżki. Cała kuchnia się klei.
Później jeszcze siedzą przy piekarniku i wpatrują się w tę szybę, czy już rośnie, czy już gotowe.
Kiedy w końcu wyciągam gotowy wypiek to biegają i krzyczą: Już jest! Już jest! Gdy mówię, że muszą jeszcze chwilę poczekać by ostygło, krzyczą, że gorące jest najlepsze.
Później siadają do stołu. Oczy Im się smieją i buzie się śmieją. I mlaszczą, strasznie mlaszczą przy jedzeniu. Nie mogę się zająć swoim kawałkiem ciasta, bo trudno od Nich oczy oderwać.
Jak tak patrzę na Nich to się zastanawiam, jak zapamiętają ten dom rodziny, czy będzie to w Ich głowie miłe i bezpieczne schronienie?
Czy zapamiętają zapach tego ciasta?
4 komentarze
To jest niezwykle ciasto.w nim kilogram szczęścia.i tyle samo radości. Wiwat Mama.Wiwat Kucharka-Niekucharka
Niezwykle mocno dziękuję 🙂
Na pewno zapamiętają , to przecież najlepsze ciasto świata bo upieczone z taką przyprawą, którą nazywa się miłością. Smacznego!
Ładnie napisane.Dziękuję.