Mała kartka, a na niej wypisane rzędy liczb. Codziennie wieczorem kolejna skreślona, każdego ranka liczenie ile jeszcze zostało dni do wyjazdu. Nie mogli doczekać się Polski. Samolotu, swojego mieszkania, Babć, Dziadka, Wiktora, Hani, Tosi. Najbardziej zaś przejażdżki tramwajem. Pojedziemy tu, pojedziemy tam, powiemy Im to, tylko żebyśmy nie zapomnieli powiedzieć o tamtym.
Długo nie przyjmowały do wiadomości, że samoloty latają w różnych kierunkach świata. I choć mieli okazję lecieć już też do Hiszpanii, to i tak dla nich każdy samolot na niebie leciał od zawsze do Polski. Kilka lat temu nasze dwuipółletnie dziecko po wylądowaniu (i po klaskaniu z okazji tegoż lądowania), stanęło na fotelu i krzyknęło na cały głos: A teraz wszystkie ludzie do Babci. Salwa śmiechu rozniosła się po samolocie. Polska-Babcia, to jakby jedno oznacza.
Zapięli pasy w samolocie. Pięciolatka wzniosła się w przestworza po raz szesnasty, trzylatek po raz dziewiąty, roczniak po raz trzeci.
Przed zaśnięciem pada stwierdzenie.
– Mamo, wiesz tak sobie myślę, że jesteśmy jak polar bear!
– Dlaczego jak niedźwiedź polarny?
– Bo on często się przemieszcza. A to dokładnie tak jak my.
O! o! Zawiało chłodem i to z Arktyki , więc zapytuję się uprzejmie:
– Czy to dobrze, czy źle?
– To dobrze!-odpowiada Pięciolatka.
– Uff!
Leave a reply