„Wspólne spacery, obiady i czytanie gazet. Wspólna fizjologia, te same choroby, ten sam zapach ciała, jednaki rytm oddechu.
Teraz piętnuje się takie związki. Nie można wchodzić sobie na głowę, to czysta toksyka, nawet w amoku miłosnym nie wolno tłumić potrzeb drugiego człowieka, najbardziej kochająca się para musi dbać o margines – i to spory margines – wolności etc., etc.
Otóż albo jesteśmy parą, albo nie. Jak jesteśmy, to nie tylko włazimy sobie na głowę, ale też na ramiona, piersi, tułów, ręce, nogi, płuca, nerki, serce, też na flaki, mózg, ślepą kiszkę. Do zesrania, uduszenia, utraty wszystkiego – swoistości, indywidualności i wolności zwłaszcza. Nie ma dystansu, respektu i innych klęsk – jest wzajemne pożeranie siebie. Jeśli szczerze kochasz, w zasadzie cię nie ma. Twoje ciało po katastrofie, którą jakimś cudem przeżyłeś, zmieszane z jej szczątkami – co jest czyje? Twoja dusza z tamtą połączona nie zna dokładnie swoich granic. Konieczny nie tylko dwuosobowy sedes, ale i trumna. Prawdziwa miłość ma wysoka temperaturę i z lekka cuchnie rozkładem. Prawdziwa miłość to szaleństwo – para szaleńców pielęgnujących niezależność? Ani szaleństwa, ani miłości, ani niezależności. „O każdej dobie będę ja przy tobie” oto dewiza tych, co po staremu wierzą w niezapomnianą utratę zmysłów, rozumu i przytomności. Albo miłość, albo wolność.”
Usiadłam przed klawiaturą z zamiarem wystukania na niej noworocznych życzeń dla Was. Chciałam Wam życzyć byście w 2016 roku żyli odważnie(j). Żebyście sięgneli gwiazd, jeśli tylko macie na nie ochotę. Żebyście cieszyli się zdrowiem swoim i Waszych bliskich.
… I miałam iść spać.
Ale po drodzę do sypialni mój wzrok napotkał książkę Jerzego Pilcha „Zuza albo czas oddalenia”. Dostałam ją w prezencie urodzinowym. Zaczełąm czytać i natrafiłam na fragment, który Wam zacytowałam.
I w związku z nim chciałam Wam jeszcze coś „dożyczyć”. Chciałam Wam życzyć miłości, takiej, przy której nie będzie się Wam marzyła wolność.
Najlepszego!
Leave a reply