Angielski cmentarz.
Pojechaliśmy tam wczoraj z trójką naszych Małych Ludzi. Na kilku hektarach, które zajmuje, w tym samym czasie co my było zaledwie kilka osób. Cisza jak makiem zasiał. Ciągnące się w nieskończoność rzędy grobów. Czterolatka i Dwulatek rozbiegli się. Miałam taki pomysł żeby Im tego zabronić, cmentarz to rzecz jasna nie plac zabaw. Z jakiejś przyczyny tego nie zrobiłam. Pomyśłałm sobie, że nikt chyba ze Zmarłych się nie obrazi za to, że trochę życia w to miejsce wniesiemy. Tym bardziej, że dało się zauważyć, iż znakomitej większość tych nagrobków nikt już nie odwiedza. I nie świadczy o tym brak znicza czy kwiatów, tylko nieczytelne tablice, zarośnięte mchem i bluszczem całe pomniki.
Dzieci biegały od grobu do grobu, co któryś zatrzymywały się na chwilę by się przeżegnać i zmówić Aniele Boży. Mówiła Czterolatka, a Dwulatek kończył głośnym i wyraźnym AMEN. Z pewnością w niebie go słyszeli. Niemowlę chciało dotrzymać mu głosu. Jak Filip płacze to mamy w zwyczaju mówić, że jest tak głośny, że zmarłego by obudził. A tu niespodzianka, nikt z grobu nie wstał, więc chyba jak zwykle przesadzamy.
Rozmawialiśmy. Przede wszystkim. O życiu. I o tym, że przychodzi taki moment, w którym ono się kończy. I to jest właśnie śmierć. Co dzieci skomentowały: „o,o!”. Mówiliśmy o Dziadku, którego nie zdążyły poznać. I o Pradziadku po którym Jaś odziedziczył imię. I o niebie. I o Aniołach. Zapaliliśmy znicze, na ich widok i oczy Dwulatka zapłonęły, przez chwilę miałam wrażenie, że Strażak Sam jest z nami.
Chodziliśmy wzdłuż alejek. Na pominkach napisy w różnych językach. Wiele także polskich nazwisk.
Moją uwagę przykuł szczególnie jeden grób. Odróżniał się od pozostałych. Wyglądał na bardzo zadbany. Stały przy nim w wazonach świeże kwiaty. Myślę, że przyniesione nie tylko z okazji Dnia Wszystkich Świętych. Śmiem przypuszczać, że stoją tam codziennie, za każdym razem inne.
Na pomniku wyryty był tekst.
Pamiętam dzień, w którym Cię otrzymałam, dzień w którym Bóg podarował mi Ciebie. Pamiętam dzień, w którym Cię zabrał, i będę pamiętać na wieki. Utrata Ciebie złamała mi serce, to ból którego nie da się opisać. Nie odszedłeś sam, odeszła z Tobą cząstka mnie, w tę noc, w którą Bóg wezwał Cię do domu. Bóg nie mógł mi dać bardziej doskonałego małego chłopca. Zawsze wiedziałam, że jesteś wyjątkowy, Twój tata zawsze powtarzał, że „będzie z Ciebie mądry chłopak” – i miał rację, oboje bylismy z Ciebie dumni. Nie można oddać żadnymi słowami jak bardzo Cię kocham, więc nie będę próbowała. Będziesz zawsze w moim sercu, aż do dnia mojej śmierci. Dlatego wysłałam specjalną wiadomość to twojego Taty w niebie, żeby zadbał o Ciebie i przekazał Ci całą moją miłość.
Twoja Matka Mary xxx
Pomyślałam sobie, że ze wszystkich nieszczęść jakie na człowieka spadają podczas całego jego życia, z wszystkich ostatnich pożegnań, których przyjdzie mu doświadczyć, to z własnym dzieckiem będzie zawsze najtrudniejsze. I obojętnie czy wierzy w życie po śmierci, czy ma pewne wątpliwości.
Jeden z rodziców po stracie swojego dziecka powiedział, że to tak jakby ktoś nagle zgasił słońce.
…
Kto z nas wyobraża sobie życie w ciemnościach?! Nikt!
PS. Syn Mary, Johnny, zmarł w wieku 18 lat.
Comment
Zawsze niech będzie słońce, zawsze niech będzie niebo. Mam wrażenie, że w Polsce w tym roku wszyscy zaszaleli z ilością kwiatów i zniczy.