Czasami dzieje się tak, że budzą się w człowieku jakieś pragnienia. Nie wiadomo skąd, dlaczego i po co. Tak było u mnie z polami lawendowymi. Obudziałam się któregoś pięknego poranka (kilka lat temu!) i pomyślałam sobie, że byłoby miło je kiedyś zobaczyć. Kilka dni temu rzuciałm się w czeluście Internetu w celu ich znalezienia. Prawie wszystkie łącza prowadziły do Prowansji, z wyjatkiem jednego, które zaprowadziło mnie tu. Mayfield Lavender znajduje się zaledwie półtorej godziny od mojego domu, i tylko 20 km od Piccadilly Circus. Uwierzycie?
Zapraszam Was na spacer po angielskim polu lawendowym. Mam nadzieję, że będzie to uczta dla Waszego oka, bo dla mojego bez wątpienia była.
Czego możecie się spodziewać odwiedzając to pole? Z pewnością fioletu, bez wątpienia lawendowego zapachu. Możecie także liczyć na pyszną lemoniadę i ciasteczka z dodatkiem – nie zgadniecie 😉 – lawendy, jak i na burgera, któremu niestety oszczędzono tego dodatku. Wszystko to dostepne w barze przy polu.
Czy warto wybrać się tam z dzieckiem? Tak! można nawet z trojgiem :). Warunek jeden. Dobrze byłoby, żeby żadne z nich nie było uczulone na jad pszczeli, bo musicie wiedzieć, że są tam tych owadów tysiące. Nie wydają się być zainteresowane człowiekiem, ale ja na wszelki wypadek wolałam uzbroić się w preparat je odstraszający, jak i krem po ukąszeniu. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach.
Dla naszych dzieci największą atrakcją okazał się traktor, na którego przyczepie można było się przejechać. Z leżenia w lawendzie też wydawali się być bardzo zadowoleni.
Na co jeszcze musicie się przygotować? Na tłumy turystów, szczególnie jeśli zamierzacie się tam wybrać w weekend. Pole szczególnie upodobali sobie turyści z Azji, zresztą ku mojej uciesze. Jest coś w ich zachowaniu i w wyglądzie co niezywkle mnie urzeka.
Pole lawendowe jest miejscem, w którym można się – z całą pewnością – wyżyć artystycznie. Odbywa się tam wiele sesji fotograficznych. Młode Pary, kobiety w ciąży, matki z trójką dzieci ;), dziewczyny niektóre ubrane w przepiękne suknie, inne trochę bardziej przebrane niż ubrane, prężą się do obiektywów swoich aparatów lub telefonów. Jedni skaczą nad lawendą, niektórzy stoją na głowie w lawendzie. Wszystkie ruchy wydają sie być dozwolone, z wyjątkiem jednego, nie można zrywać kwiatu lawendy. Bukiety, kosmetyki i inne gadżety można kupić w sklepie przy polu.
Zobaczcie jakie kwiatki udało się mi uchwycić w moim obiektywie.
Jeśli planujecie się tam wybrać jeszcze w tym roku, to najlepiej zróbcie to do końca sierpnia (lawenda kwitnie od czerwca do października). Szczerze polecam!
Niech fiolet będzie z Wami 😉
Justyna aka Mamafulltime
9 komentarzy
Wspaniale zdjecia! Gratuluje talentu 🙂
pięknie dziękuję!
Co za kolory… Zieleń drzewa fiolet lawendy i błękit nieba na jednym zdjęciu robią wrażenie…
świat jest piękny! pozdrawiam!
[…] Drodzy. Kilka miesięcy temu pozwoliliście mi zaprosić się na spacer po angielskim polu lawendowym. Za co jestem Wam ogromnie wdzięczna. Dziś pragnę porwać Was w inne miejsce. Będzie mniej […]
Po przeprowadzce we wrześniu ubiegłego roku to pole jest już tylko 10km od mojego domu 🙂 Czekam na wiosnę…
… też bym czekała 😉
Co za przepiękne miejsce! Fale ludzkości trochę burzą efekt, ale pewnie można znaleźć godziny odpływu turystów 😉 Pan malarz jest wyjątkiem. Gdyby wszyscy robili sobie instaobrazki zamiast instafot to krajobraz wręcz by zyskał. Ale cóż – znak czasów 😉
Cieszę się, że Ci przypadło do gustu. Masz rację, tłum turystów trochę przeszkadza, dlatego następnym razem wybierzemy się tam w ciągu tygodnia, nie w weekend. Pozdrawiam.