Zanim zamieszka z nami kolejny Mały Człowiek i potraktuje nas kolejną dawką testosteronu minie, jak zakładam, jeszcze kilkanaście tygodni. Korzystając z okazji, że brzuch nie ciąży, a moje piersi nie są jeszcze przywiązane do małego ssaka, wyrywam się z domu. Wyspę na kilka dni postanawiam zamienić na Ląd. Zabieram na tę wyprawę tylko Laurę, niech to będzie babski wypad. Lubimy naszych chłopaków, ale wychodzimy z założenia, że zajęcia w podgrupach od czasu do czasu są koniecznością. Takie chwile we dwie dostarczają nam innych wrażeń i zacieśniają jeszcze bardziej między nami więzy.
A tu dokąd się wybieramy znam każdy kąt, bo tu przez długi czas był mój dom. I nie tylko z przyzwyczajenia, nie z konieczności, ale z miłości do tego miejsca, a przede wszystkim do ludzi tu przyjeżdżamy, tak często jak tylko się da. Choćby na kilka dni. Jestem już cała głupia na myśl o… obiedzie u jednych i drugich Rodziców, kawie na mieście z kobietami mojego życia (czytaj: przyjaciółkami), wizycie w Koperniku (jeśli nie po to, by coś kupić, to koniecznie po to by się sztachnąć zapachem pierników). Seans w kinie, wizyta w Teatrze Baj Pomorski, zakupy w sklepie Urwis (tu można kupić naprawdę porządne buty dla dzieci) i hamburger od Chudego Byka także wpisują się w mój plan 🙂
Hej przygodo!
i jeszcze jedno, marzy mi się usłyszeć bicie kościelnych dzwonów. Naprawdę.
Leave a reply