Piszę dużo, tylko mało z tego udostępniam publicznie. Bo nie wszystko co wystukam na klawiaturze tego komputera jest warte przeczytania, bo nie wszystko na sprzedaż, bo czasami nie ma co Was zasmucać, innym razem to co mnie śmieszy nie musi przecież i Was ucieszyć. Czasami też nie piszę bo zwyczajnie nie ma się czym chwalić. Tak jak na przykład tym. Wpis o bezsenności moich dzieci napisałam kilka miesięcy temu. Dziś już zapomniałam, że kiedyś to był problem i pewnie gdyby nie fakt, że zapisałam to (kiedy jeszcze problemem był) powtarzałabym za moją Mamą: ja tam żadnych problemów ze swoimi dzieciakami nie miałam. Więc Mamusiu odpowiadam Ci: miałaś, miałaś, tylko że ich nie zapisałać 😉
A nieopublikowany post sprzed kilku miesięcy leciał tak:
Jak to jest możliwe, że dzień z tą dwójką to bajka, a wieczór to koszmar?
Jak to możliwe, że z aniołów przeistaczają się w potwory?
Jak to możliwe, że moje wielkie pokłady cierpliwości gdzieś około 20.00 się kończą. Jadę jeszcze z godzinę na rezerwie. Siedzę na krześle ustawionym pomiędzy Ich łóżeczkami i czytam Im ostatnią bajkę, nucę kołysanki i przekonuję, że noc w swoim łóżeczku to nie kara, to nagroda, szczęście, a przede wszystkim wygoda. A Oni nie dają się przekonać. Ręce powyciągane w moim kierunku, żebym tylko Ich wzięła ze sobą do łóżka. A mi myśl przez głowę przebiega. Może gdyby mnie mieli mniej w dzień, to i nocą chcieliby mniej? Może to klątwa mojej Mamy, która mi dzieci życzyła podobnych do mnie – nocne Marki.
A gdy nastaje 21.00 a Oni wciąż nie śpią, a ja już i rezerwy się pozbyłam… zostaje mi tylko się modlić o Ich sen. Bo tak sobie myślę, że jak przy Nich zwariuję, to może przynajmniej do nieba pójdę 😉
Amen
Leave a reply