Telefon dzwoni albo radośnie albo smutno. Wszystko zależy od tego co ten ktoś po drugiej stronie ma do powiedzenia. Ten telefon nie brzmiał dobrze. Ktoś dobijał się natarczywie. Ja nie odbierałam, więc próbował do W. Tak się nie przekazuje dobrych wiadomości. Intuicja mnie nie zawiodła.
Koleżanka mojej siostry nie żyje. Młoda, piękna dziewczyna, studentka na Erasmusie umiera w hiszpańskim szpitalu. Poznałyśmy się z Kamilą pół roku temu. Uścisk dłoni na przywitanie, uścisk dłoni na pożegnanie, kilka minut przy szklance soku, wymiana kilku zdań. Żadne o śmierci. Bo świeci hiszpańskie słońce, pijemy sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy, tłumy ciągną na salsę. O śmierci nie rozmawiamy, bo jesteśmy na to za młode – przecież ona tylko po starych przychodzi.
Jak byłam małą dziewczynką tak było. Umierali dziadkowie, babcie, ciocie i wujkowie wiekowi. Trudno się było z nimi pożegnać, ale ich śmierć można było jakoś wytłumaczyć, zrozumieć. Mówiono: taka kolej rzeczy, rodzimy się, żyjemy, umieramy. Czasami dodawano: swoje zrobili na tym świecie, przyszedł już na nich czas. Można się było z tym pogodzić nawet małej dziewczynce.
W wieku 31 lat mam inne odczucia. Mam wrażenie, że umierają wokół mnie przede wszystkim młodzi. Kamila nie skończy studiów, córeczce znajomych nie było dane przeżyć nawet pierwszej miłości. Znajomy nie zobaczył swojego dziecka, bo narodziło się kilka miesięcy po jego śmierci. Wszyscy Oni ledwo się urodzili i już umarli. A gdzie to co w środku miało być, to tzw. długie życie. I czy to ważne co było powodem Ich śmierci: toczeń, nowotwór czy powikłania po grypie. Nie ma Ich. A jeszcze wczoraj byli. Planowali, marzyli, żyli. Z Ich śmiercią trudno się pogodzić.
Miał być dziś wesoły post. Pozbierałam się po porodzie, pajęczyny ogarnęłam z grubsza, znalazłam sposób na niemowlaka z kolką i dwulatkę z buntem. Jest duża szansa na to, że nie zwariuję, a nawet na to, że to będzie kolejny piękny rok. Poczułam energię, chęć życia i tworzenia jakiej w życiu nie czułam. O tym miało być i o tym dlaczego kocham tak do szaleństwa ojca moich dzieci.
Nie tym razem. Może jeszcze o tym kiedyś napiszę. Nie dzisiaj. Jest mi smutno.
Idę się przytulić do moich dzieci i szepnąć im do ucha, że będę kochała ich do końca moich dni.
Obojętnie ile mi ich zostało.
Okazuje się, że w dzisiejszych czasach prawdziwym szczęściarzem jest ten kto dożyje spokojnej starości.
Nie wiem jak Wam, ale mi się tam ona marzy.
Comment
na zawsze pozostanie w naszych sercach.. Odpoczywaj w Pokoju!