Zastanawialiśmy się jak Jej pomóc, a nie zaszkodzić. Jak Ją wprowadzić w świat języków tak, aby odróżniała od początku nauki mówienia swój ojczysty język od tego „obcego”. Cel jaki sobie postawiliśmy był dość oczywisty: nauczymy ją mówić z pewnością po polsku, pomożemy Jej poczuć się dumną ze swojego języka, a później zajmiemy się angielskim.
Z pomocą przybyła nam również pani logopeda, która zaczepiła mnie na jednych z zajęć, na które uczęszczałam z Laurą. Radziła: mówcie do siebie z W. i do Niej tylko po polsku, przebywajcie jak najwięcej w towarzystwie polskich dzieci, czytajcie Jej książki po polsku, powtarzajcie rymowanki, piosenki, wierszyki w waszym języku. Gdy Laura zacznie przedszkole lub szkołę wtedy zacznie mówić po angielsku.
Spodobał nam się ten pomysł, był bliski naszym założeniom. Wdrożyliśmy go w życie. Mimo chodzenia z Laurą na zajęcia anglojęzyczne i oglądania książeczek angielskich zwracaliśmy się do Niej zawsze po polsku. Jedynym wyjątkiem były angielskie piosenki, które od zawsze śpiewałyśmy w oryginale.
Co na to Laura? Ona, pomimo planu rodziców i pani logopedy, poszła swoją drogą i stwierdziła, że nie będzie czekać z nauką angielskiego do okresu przedszkolnego. Widocznie stwierdziła, że konkurencja nie śpi;) Postanowiła zacząć w wieku 18 miesięcy. Kilka tygodni temu podeszła do mnie z wyciągniętymi rączkami i powiedziała: roł (row). Row, row, row your boat – tak zaczyna się jej ulubiona piosenka.
Teraz ilekroć nachodzi Ją ochotą na śpiewanie tej piosenki wykrzykuje to słowo. Zaskoczyło nas to, ale i ucieszyło…i tak od tamtego czasu tą łódką wiosłujemy sobie z naszą córeczką, która zalewa nas potokiem słów polskich, a i kilku nowych angielskich. W słowniku angielskim Laury pojawiły się również: pik, dżamp, klap, ap, dał (pig, jump, clap, up, down).
Cóż począć. Trzeba i swój język improve, tak by nie dać się zaskoczyć córce;)
PS. dzieci są niemożliwe. Dzisiaj 17-miesięczny synek mojej koleżanki (rodzice są Polakami) wzdychał do siebie pod nosem: oh dir (oh Dear) – i nie zdarzyło mu się to po raz pierwszy. Płakałyśmy ze śmiechu…a nie powinnyśmy. Bo ostatnia rada pani logopedy brzmiała: nie śmiej się ani nie żartuj z akcentu dziecka, lub z tego że robi błędy.
…ale jak tu się nie uśmiechać, powiedzcie mi?!
Leave a reply